piątek, 19 lipca 2013

Hogwart'owe Perypetie - część I

- Conrad do jasnej anielki...- Harriet podniosła oczy znad książki i rozdrażniona spojrzała na przyjaciela.
- Czego się znowu czepiasz?
- Ten twój pożal się boże gramofon rzępoli na cały pokój wspólny.
- Ile razy ci mówiłem- to adapter!
- Ile razy ci mówiłam- wyłącz to draństwo!
- Ej wy, Eems i Clemenson- zamknijcie te swoje buziaki i zamilczcie choć na chwilę- zawołał Mark już nieco poirytowany całą sceną, mimo, że zażartość, z jaką kłócili się przyjaciele zaczynała już go bawić.
- Zamilcz panie Lynch i zejdź mi z oczu- odgryzł się Conrad, wracając do odkurzania starych winyli.
Pokój wspólny tego wieczoru świecił pustkami. Z parapetów uśmiechały się dyniowe lampiony, a duchy z zapałem zajmowały się wyskakiwaniem znienacka zza foteli. Ogień w kominku tańczył wesoło, jakby nie zrażony dzisiejszym świętem. Cały dom był od dobrej godziny na halloweenowej uczcie.
- Dobra, odkładaj to stary, zawijamy. Harriet- wstawaj- zarządził Conrad.
- Ale czy to aby na pewno dobry moment?- zawahała się.
- Chodź, nie gadaj, przecież miną jeszcze dobre dwie godziny, zanim wszyscy wrócą z uczty, a poza tym kto będzie nas szukał?- zapytał niezrażony Mark.
- Ja wiem kto- Filch. Jak nic popędzi naskarżyć do Mcgonagall. Nie wiem, jak wy, ale ja po naszym ostatnim wypadzie mam dość.- powiedziała Harriet.
- Nie pękaj stara...- Mark ciągnął ją za rękę.
- Widzę, że chyba tylko ty lubisz spędzać czas na dywaniku u Snape'a. Do tej pory mam kolorowe ręce- powiedziała Harriet, podsadzając ręce Markowi pod nos.
Przysłuchując się ich dyskusji Conrad wrócił wspomnieniem do feralnej nocy, kiedy wpadli na Snape'a, zbiegając ze schodów.
- Nie byłoby tego, gdyby Mark nie zostawił w łazience peleryny...- wycedził przez zęby.
- Tu się zgodzę- wtrąciła Harriet- przez jego głupotę cały wieczór babraliśmy się w przeterminowanych eliksirach, nie wspomnę już o tych zimnych lochach i jeszcze zimniejszym Snape'ie, który patrzył na nas, jak władca na służących.
Conrad mimowolnie parsknął śmiechem.
- Oj już nie wypominajcie mi tego- peleryna jest tutaj i możemy ruszać- oznajmił Mark.
Przypominając sobie o swojej misji, tłumiąc chichoty wyszli z pokoju wspólnego.
--------------------------------------------------------------------
- Stary, uważaj trochę, o mało mnie nie przewróciłeś wazonu- wysyczał Mark.
- Staram się, ale Harriet mnie depcze.
- Psst... Ile razy mówiłam, że jedna peleryna na trójkę szóstoklasistów to za mało?
- Wiele, wiele...- zanucił Mark.
- Skąd, tylko jakieś trzy razy- zachichotał Conrad.
- Chyba na godzinę- zawtórował mu Mark.
- Uciszcie się, idzie Filch.
Posłusznie zamilkli i zeszli mu z drogi. Filch nie znosił szczerze tej trójki i tylko szukał pretekstu, by ich ukarać, jak najsurowiej się dało. Można powiedzieć, że kiedy ich przyłapał, czuł się, jak w raju i wszystkie koszmarne kary, które im fundował, były dla niego, jak symfonia. Szorowanie toalet, czy porządkowanie nudnych archiwów
to tylko niektóre z jego wymysłów.
Harriet, Conrad i Mark korzystając z chwili nieobecności nikogo na korytarzu szybko przebiegli obok pomnika Borysa Szalonego i wpadli pod drzwi toalety prefektów. Zrzucili pelerynę:
-Zapracowany odpoczynek- wyszeptał hasło Conrad, po czym wślizgnęli się do środka. Nikogo tam nie było prócz osobliwie wyglądającej Krukonki nonszalancko opierającej się o przeciwległą ścianę.
- Ile chcecie tego świństwa?- zapytała Emily.
- Co łaska- odpowiedział Conrad, robiąc przy tym maślane oczy, na widok których pozostała dwójka stłumiła śmiech.
- Macie tutaj trzy spreje- powiedziała, wyjmując trzy kolorowe opakowania z wyświechtanej torby- ale zróbcie to solidnie.
- Dziękuję Emily- wymamrotał Conrad, rumieniąc się niczym piwonia.
- Cała przyjemność po mojej stronie- odpowiedziała ironicznie się uśmiechając.
Conrad przyjrzał się jej uważnie. Rude krótko obcięte włosy, piękny uśmiech, zawadiacko podwinięte rękawy szaty oraz aura, jaką roztaczała wokół siebie sprawiały, że dostawał wręcz palpitacji. 
Z zamyślenia wyrwał go głos przyjaciela:
- Zamknij usta człowieku i zbieraj się, bo zostało nam mało czasu.
Po ukryciu sprayów pod szatą, okryciu się peleryną i wyjściu z łazienki Conrad zapytał:
- Gapiłem się na nią z otwartymi ustami?
- Tak, dobre 5 minut z zegarkiem w ręku- wyszeptał Mark.
- Wyraz twarzy miałeś, jakbyś dopiero co przeszedł przez ducha- dodała Harriet.
Conrad skurczył się w sobie. Wiedział, że wychodzi na kretyna, ale cóż mógł poradzić, kiedy jego cała pewność siebie znikała, gdy tylko widział Emily.

1 komentarz: