niedziela, 21 lipca 2013

Hogwart'owe Perypetie - część III

Nikt nie przewidział, że stanął twarzą w twarz z prefektem Ślizgonów- Thomasem, który tylko czekał, by na kogoś donieść, co, jak sądził dawałoby mu awans w oczach Snape'a. Od jego podejrzliwego spojrzenia chroniła ich tylko cienka warstwa peleryny, którą Mark nabył w zeszłym roku w Hogsmeade. Była tylko marną podróbą oryginalnej, a jej największą wadą było to, że mogła stracić swe działanie w każdej chwili. Harriet, Mark i Conrad nie mogli powstrzymać przyspieszonych z emocji oddechów i zaklinali chwilę, w której zdecydowali się na taki wygłup. Thomas patrzył na nich i zdawał się ich wyczuwać. Kiedy Harriet podjęła się próby zrobienia kroku w stronę schodów, Thomas wyciągną rękę w ich stronę. Wtedy puścili się pędem w stronę holu, trzymając nad głowami furkoczącą pelerynę. Na oślep wbiegali po stopniach, raz po raz oglądając się na Thomasa, który niezrażony wdał się w pościg. Zgubić go udało im się dopiero na szóstym piętrze.
- Uff... -odetchnęła z ulgą Harriet, opierając się o ścianę- niewiele brakowało.
- Haa...harriet...- wymamrotał Conrad.
- Co?- zapytała zaskoczona.
Na końcu korytarza pojawiły się dwa czerwone ślepia, które poruszały się w ich kierunku.
- Pani Norris!- wrzasnął Conrad, niepomny tego, że słyszy go cały zamek.
Wszyscy jak jeden mąż pognali w stronę wieży Gryffindoru. Przyspieszyli jeszcze bardziej, kiedy Mark oznajmił, że do pani Norris dołączył Filch. Biegli szybko, ledwo wyrabiając się na zakrętach. Ich szanse na ucieczkę zwiększały się, gdy nagle Conrad potknął się o leżącą na podłodze książkę do transmutacji. Nie zauważywszy tego Mark biegł dalej.
- Conrad!- szturchnęła go w ramię Harriet.
Chłopak naciągnąwszy na głowę kaptur szaty biegł za nimi, ile sił w nogach. Przy schodach zatrzymali się i wciągnęli go pod pelerynę. Filch i pani Norris nie gonili ich już. Ich rozgorączkowane oddechy wyrównały się dopiero przy portrecie Grubej Damy. Mark podał hasło i weszli do pokoju wspólnego. Gryfoni już skończyli ucztę i siedzieli teraz przy stolikach i kominku, zajęci swoimi sprawami. Nikt nawet nie podniósł głowy, kiedy weszli. Zmęczeni opadli na jedyną wolną kanapę.
- Wiecie co?- zapytał Conrad.
Mark i Harriet spojrzeli na niego wyczekująco.
- Nienawidzę transmutacji- powiedział i cała trójka wybuchnęła gromkim śmiechem.

1 komentarz:

  1. Masz niezły styl i ...strrrrasznie krótkie notki. Ale przynajmniej w opowiadaniu mocno czuć ducha Hogwartu (całe szczęście!)

    OdpowiedzUsuń