środa, 21 sierpnia 2013

Hogwart'owe Perypetie - część IX

   Widok, który ujrzeli Conrad i Harriet po wejściu do skrzydła szpitalnego oszołomił ich. Sala była powiększona, jak się domyślali magicznie, za sprawą któregoś z nauczycieli, a mimo ledwo mieściła wszystkich, którzy się w niej znajdowali. Łóżko stało przy łóżku, parawan ocierał się o parawan. Rannych było multum. Zewsząd dochodziły jęki i łkania młodszych uczniów. Pani Pomfrey stała, wycierając z krwi czoło Gryfona. Był nim, jak skojarzył Conrad Lucas Cornwell- uczeń z ich klasy. Nigdy zbytnio się nie wychylał i Conrad domyślał się, że poznał go tylko po tym, że był świetny z transmutacji. Mimo, że Lucas’owi krew zalewała oczy, ten wyszczerzył do niego zęby. Conrad odpowiedział mu uśmiechem. Nagle pani Pomfrey odwróciła się i zobaczywszy stojącego z nimi w drzwiach dyrektora, pośpieszyła do nich. Gdy zbliżyła się i ujrzała poharatane ciało Marka jej zmęczona twarz zdawała się pozielenieć:
- Sectusempra?- zapytała, kiedy tylko odzyskała panowanie nad sobą.
- Obawiam się, że tak...- odpowiedział jej Dumbledore, pochylając się nad rannym.
- Musimy, go natychmiast przetransportować do Szpitala Św. Munga, ale nie wiem, kto zdoła go tam bezpiecznie przenieść. Większość nauczycieli została już wysłana razem z innymi ciężko rannymi.
- Myślę, że ta dziewczyna dobrze się nim zaopiekuje- rzekł Dumbledore, obdarzając Harriet ciepłym spojrzeniem zza połówek okularów.
- Ja jej pomogę panie dyrektorze, przecież jestem cały i zdrów- wysapał Conrad wyrywając się z magicznych więzów przyjaciółki.
- O nie kochasiu, ty zostaniesz tutaj- zatroskana pani Pomfrey obdarzyła bladą i pokrwawioną twarz Conrada badawczym spojrzeniem.
- Jestem pewien, że sobie poradzi- stwierdził Dumbledore.
- Może ja się na coś przydam?- zapytał Lucas, podchodząc do nich.
- Tak- Harriet natychmiast mu przytaknęła- przyda mi się pomoc.
- No to mamy już całą drużynę pani Pomfrey, pozostaje pani tylko ich przenieść na miejsce- powiedział Dumbledore, przekazując władzę nad magicznymi noszami Marka dla Harriet i odszedł w głąb sali.
- W jaki sposób się tam dostaniemy?- zapytał Conrad, wyraźnie zadowolony z tego, że stoi na własnych nogach.
- Chodźcie za mną- odpowiedziała mu zdawkowo pani Pomfrey i powiodła ich za największy ze stojących w pomieszczeniu parawanów- mam nadzieję, że wiecie, jak posługiwać się świstoklikiem. Ministerstwo przesłało ich nam naprawdę mało, jak na taką ilość uczniów z ciężkimi obrażeniami- westchnęła i położyła na stojącym na środku stoliku nocnym szklaną karafkę- macie jeszcze 40 sekund- popatrzyła na nich ostro i wyszła zza parawanu.
Wszyscy jak jeden mąż dotknęli do szklanej powierzchni, a palce Harriet jeszcze mocniej zacisnęły się na sterującej Marka różdżce.
-3...2...1...- odliczał Lucas.
I po chwili poczuli ostre szarpnięcie w okolicach brzucha i pomni swoich ostatnich podróży zamknęli oczy. Świat kilkadziesiąt sekund wirował wokół nich i nagle wszyscy upadli na coś miękkiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz